Złote globy Jenniffer Lopez
http://youtu.be/Aw-wODbjmZI
Ponieważ polska „Ida” jakoś tym razem nie podbiła Ameryki, wczorajsza ceremonia wręczenia Złotych Globów jest już w Polsce prehistorią. Nie to co w USA, w USA będą tym żyli jeszcze przez dobry tydzień. Ja zwykle nie żyję ani minuty, ale zaciekawił mnie wysyp anglojęzycznych tekstów o tym, jakoby wczorajsza ceremonia była „pierwszą feministyczną w historii”. Koniec świata! Feministki na czerwonym dywanie!
Nie chodzi jednak o liczbę kobiet wśród osób uhonorowanych Globami, ani tym bardziej o to, że więcej celebrytek przybyło w spodniach i szelkach. Mowa o błyskotliwej (zdaniem wielu) konferansjerce w wykonaniu aktorek Tiny Fay i Amy Poehler . To już trzecie Globy prowadzone przez ten duet słynący z ciętych żartów i celnych uszczypliwości pod adresem największych gwiazd Holywoodu. Tym razem wzięły w obroty m.in. George’a Clooneya, w sposób tak smakowity, że aż przetłumaczę:
„W tym roku George Clooney poślubił Amal Almuddin. Amal jest prawniczką zajmującą się prawami człowieka, która pracowała przy aferze Enronu, była doradcą Kofiego Annana w sprawie Syrii i jedną z trzech osób, reprezentujących ONZ w śledztwie dotyczącym zbrodni wojennych w Strefie Gazy. Jej mąż otrzyma dziś nagrodę za całokształt twórczości”.
Cymes! Zwłaszcza w kontekście ostatnich tekstów o Amal Clooney jako przedstawicielce nowego typu „trophy wife” (pisałam o tym tutaj ).
Duet Fay&Poehler kpił też z oskarżonego o gwałty Billa Cosby’ego czy „wysypu ról” dla kobiet po 40-stce („pod warunkiem, że dostaniesz ją przed czterdziestką”).
Publika się zaśmiewała.
Jak się okazuje, nie tylko prowadzące miały do powiedzenia wiele ciekawego. Tu zestawienie 11 najbardziej feministycznych momentów Złotych Globów 2015 . Moimi faworytkami są Patricia Arquette i jej wyrazy uznania dla matek samotnie wychowujących dzieci i Maggie Gyllenhaal, mówiąca o tym, że nie tylko silne i seksowne kobiety są dobrymi bohaterkami filmowymi i Julienne Moore uhonorowana za rolę w filmie „Still Alice”, choć ponoć „historie kobiet w śrenim wieku nikogo nie obchodzą”.
Tym większym zgrzytem okazał się niewybredny żart niejakiego Jeremy’ego Rennera pod adresem Jennifer Lopez, który na chwilę przed wspólnym odczytaniem nazwiska zwycięzcy w jednej z kategorii był łaskaw nazwać piersi Lopez „globami” . Onet, do którego tu linkuję był z kolei łaskaw nazwać ten denny suchar „ryzykownym żartem”, co też świetnie pokazuje, że sporo i u nas musi się zmienić pod tym względem.
Tak czy owak, całkiem to wszystko krzepiące. Chyba z tego wszystkiego obejrzę Globy za rok. A wcześniej nawet Oscary.
Zaczyna się robić ciekawie…