Szczucie matką. O rodzicach w telewizorze

Jeszcze nie doszłam do siebie po obejrzeniu kawałka odcinka”Mama kontra mama”, a tu największa polska stacja komercyjna już rekrutuje do nowego programu. Ogłoszenie wielce zachęcające:

„Do programu TV poszukujemy  matek imprezowiczek , które pomimo sprzeciwu rodziny, partnera nie chcą dać się zamknąć w domu tylko uwielbiają chodzić na imprezy! Jeśli jesteś taką mamą… ZAPRASZAM DO PROGRAMU TV! Prześlij swoje imię oraz nr telefonu, a zadzwonię do Ciebie i wszystko wyjaśnię! Za udział w programie przewidziane jest honorarium!”

Cudownie! Szczucie matek przeciw sobie niespecjalnie się ogląda (widzowie  wolą Wydarzenia i program „Jaka to melodia?” . Pora więc na większy hardkor. Plejada wyrodnych matek. Rozpustnych egoistek. Nieodpowiedzialnych, skłóconych z rodziną latawic. Może sprzeda się lepiej. Wszak kochamy osądzać, buczeć i rzucać kamieniem. Zwłaszcza do tych rozpiętych na tarczy, którzy sami wystawiają się na strzał. Same.
Zwłaszcza z perspektywy kanapy.

Jeszcze podamy to w równościowym, emancypacyjnym sosie: „nie chcą dać się zamknąć w domu”. No wiadomo, że nie chcą. Ja też nie chcę. Kto chce? Będzie pięknie. To jest prawdziwe życie. „Reality” polskich rodziców. Ich największy problem. Błagam.

Nie oczekuję wielkiej misyjności od TVN. Wiem, że ma się oglądać i tyle. Ale jakoś się nie ogląda przesadnie. Może to sygnał? Jak już na siebie napuszczacie i piętnujecie, to może nie tych Bogu ducha winnych, tylko takich, którym naprawdę trzeba dobrać się do skóry? Hę?

Proponuję na początek alimenciarzy. Ależ to byłby show! Tropienie ukrytych dochodów, wjazd na chatę, której nie ma w żadnej ewidencji, śledzenie samochodu, który oficjalnie należy do brata. Przyjęcie niespodzianka, gdzie wszyscy trzymają transparent: PŁAĆ ALIMENTY. Demaskowanie jak kryje ich cała rodzina (także matki). Jak pozwala, by uchylali się od odpowiedzialności za własne dzieci. Latami. Albo pokazywanie magicznych sztuczek i niemożliwych choreografii, jakie wykonują matki, by utrzymać czwórkę dzieci z jednej pensji. To chyba nawet ciekawsze.

Nie będzie problemów z rekrutacją do programu.  Ściągalność alimentów w Polsce  wynosi obecnie 16-17 procent. Setki tysięcy kobiet (tak, kobiet przede wszystkim) czekają na zaproszenie do takiego show. Nie dla Waszych pieniędzy. Dla tych pieniędzy, które od lat należą się ich dzieciom od ojców. I nie mówcie mi, że pieniądze są tu nieważne. 

Wierzę w Was. Macie swoje zasługi. Programy  Uwaga Pirat!  (12 sezonów) czy Usterka (6 sezonów), też się nie patyczkowały z szalonymi kierowcami i nieuczciwymi „fachowcami”. I się oglądały. I do dziś robią dobrą robotę.

I choć nadal uważam, że wpółczesna telewizja to głównie zło, przyznaję bez bicia: podoba mi się za to przemilczany format, po który ostatnio sięgnął Polsat.  „Tata sam w domu”  dotyka (może niechcący, ale nieistotne) ogromnie ważnej kwestii, z którą borykają się współczesne rodziny. A w nich znów głównie kobiety. Nieustannym lekceważeniem, niedocenieniem i uznawaniem za oczywistość nieodpłatnej pracy opiekuńczej i domowej. 

Tatowie-bohaterowie na kilka dni przejmują mamine obowiązki. Pranie, gotowanie, opiekę nad dziećmi. Mama odpoczywa w SPA. Okazuje się, że dla tatów z programu prasowanie pościeli czy wyjście z dzieckiem do fryzjera to jest dopiero wyzwanie. Wyzwanie na miarę wystrzelenia z armaty. Tata Mikroba jak obejrzał kawałek, to się wściekł – że to robienie z ojców nieodpowiedzialnych debili, co karmią dzieci pizzą (taki mu się akurat trafił bohater). Ja jestem zachwycona. Zwłaszcza jak słyszę w programie kawałki w stylu: „Pić to każdy potrafi, a wypastować schody już niekoniecznie” (tata do kolegi przez telefon), albo: „Nie wiedziałem, że to wszystko takie trudne i męczące. Teraz dopiero doceniam żonę” (tata do kamery), albo wreszcie „Bardzo się cieszę, że tata spędził z nami tyle czasu. Nigdy dotąd tego nie robił” (syn do kamery). 

Nie śmiejcie się nowoczesne, równościowe pary. Nie złość się Tato Mikroba. W większości polskich domów to nadal epokowe odkrycia.