Gorzka beza prezydentowej [wywiad]

Strażniczka żyrandola czy ważna funkcjonariuszka państwowa? Czy pierwsza dama naprawdę pracuje, czy tylko się uśmiecha? Kim były i są żony polskich prezydentów, co im przysługuje, a czego się od nich wymaga i na jakiej podstawie, pytam  Ewę Widlak badaczkę dziejów pierwszych dam i autorkę bloga Firstladies.International

 

Boska Matka: Jedna z dominujących reakcji po moim wpisie Pierwsza niewolnica RP  brzmi: „A za co jej, do diabła, płacić? Za bycie żoną? Jeszcze czego!”. Czy naprawdę Pierwsza Dama jest „tylko” żoną prezydenta? I nie wykonuje pracy, którą należałoby wynagradzać?

Ewa Widlak: Funkcja pierwszej damy, która nie zawsze jest wykonywana przez żonę, czasami przez córkę, a czasami przez siostrę lub inną bliską kobietę, to tak naprawdę funkcja publiczna i moim zdaniem, jako taka powinna być opłacana. I tu, bynajmniej, nie chodzi o bycie czyjąś żoną. Taka kobieta ma pewne zadania, które wykonuje, głównie z powodu presji opinii publicznej i mediów. Należą do nich m.in. funkcja reprezentacyjna (wizyty krajowe i zagraniczne), funkcje dyplomatyczne (rzadko, ale zdarza się, że pierwsza dama jest Wysłanniczką Prezydenta za granicę). Pełni też funkcje związane z działalnością charytatywną oraz wspiera prezydenta w jego bieżącej aktywności krajowej i zagranicznej. Doradza mu, co jest jest chyba najważniejszy elementem jej pracy. Pierwsza dama w ekipie prezydenckiej ma jeszcze kilka innych funkcji: przed wyborem uczestniczy w kampanii (jej akcja jest na ogół skierowana do kobiet, ale nie tylko). Jej zachowania i wypowiedzi budują wizerunek przyszłej głowy państwa. Robi to głównie na bazie uczuć i emocji, czego kandydat jako osoba, która, przynajmniej teoretycznie, ma mówić o programie, powinna unikać. Później wchodzi w rolę doradcy politycznego i sama pełni ważną rolę jako uosobienie pewnych wartości kulturowych prezydencji swojego męża. Tu zaczyna się wielki temat soft power, która nie zawsze przystoi prezydentowi, ale nikt, kto choć trochę zna się na polityce, tej „miękkiej władzy” nie lekceważy.

 
Inny argument przeciwko pensjom dla pierwszych dam brzmi: „W innych krajach też im nie płacą”. To prawda?
 
Tak, na razie na ogół pierwsze damy nie dostają pensji. Ale to się wkrótce zacznie zmieniać.  Np. w Stanach Zjednoczonych budżet dla Pierwszej Damy (która od czasów Hillary Clinton, ma biuro zaraz obok biura swojego męża, w czym wyprzedza wiceprezydenta) jest głosowany przez Kongres i normalnie wpisywany do budżetu. W Kolumbii Trybunał Konstytucyjny ustalił zakres prac Pierwszej Damy. Ogólnie, daje się dostrzec tendencję do coraz więcej instytucjonalizacji tej funkcji. Ostatnio nawet Barack Obama powiedział, że największą niesprawiedliwością i symbolem nierówności płacowej jest to, że jego żona, pomimo tego, że jej praca przynosi  Stanom Zjednoczonym milionydolarów, jest nieodpłatna. Sama Michelle Obama wielokrotnie skarżyła się na to, że nic jako pierwsza dama nie zarabia. Nie wiem, czy zdoła coś z tym zrobić, ale już samo publiczne zauważenie, że taka sytuacja jest nienormalna, to dużo.
 
Badasz, jaka jest rzeczywista rola i władza Pierwszych Dam. Istotna czy marginalna?
 
Prezydentowe są niezwykle ważne w polityce prezydenta. Są pewnego typu alter ego głowy państwa. Głównie zajmują się sprawami dotyczącymi kultury, rodziny, dzieci czy kobiet, uważanymi za domeny kobiece i, o zgrozo, niekoniecznie uznawanymi za licujące z  majestatem fotela prezydenckiego. Są uosobieniem różnic płciowych i niestety dyskryminacji. Dobrym przykładem wpływów politycznych Pierwszej Damy na polskim gruncie jest Maria Kaczyńska. To ona robiła Lechowi Kaczyńskiemu codziennie prasówki, wybierała komentarze i aktualności, z którymi powinien się zapoznać, prowadziła jego kalendarz i bardzo dużo dyskutowała o sprawach państwowych. Z relacji świadków wiemy też, że miała swoje osiągnięcia w dyplomacji. M.in. Elżbieta Jakubiak opowiadała o tym, że to tak naprawdę Maria Kaczyńska zbudowała Polsce bliskie stosunki z Litwą, które pomogły potem mówić wspólnym głosem na forum Unii Europejskiej. Nie wspominając o wpływie na kampanię prezydencką (to ona w 2005 r. namówiła męża na zdjęcie rodzinne, wtedy jeszcze w Polsce słabo używane w polityce), czy na poprawę wizerunku prezydenta i PiS (mniej więcej od 2007/2008 r. Maria Kaczyńska zaczęła cieszyć się wysoką sympatią społeczną, co było notorycznie wykorzystywane jako atut w komunikacji jej męża i partii).  
 
 
I też nie było tak od zawsze. Danuta Wałęsowa była od początku z premedytacją spychana w cień i traktowana jak kwiatek do kożucha.
 
Jej było naprawdę ciężko. Z jednej strony postawiono ja przed faktem dokonanym – któregoś dnia pojawili sie przed jej drzwiami BORowcy i oznajmili, że od dziś nigdzie się nie rusza sama, a Kancelaria Prezydenta przesyla jej rozpiski, gdzie się ma pojawic i co robić. Z drugiej strony, nie dano jej ŻADNYCH srodkow na to, żeby tę funkcje pelnila godnie. Ubrania jej szyła kolezanka, a druga przyjaciółka fryzjerka jeździła z nią, żeby jej pomoc jakoś się pozbierać. Dopiero Jolanta Kwaśniewska wywalczyla jako-takie biuro, a Maria Kaczyńska budżet na nie. To jest właśnie doskonały przykład paradoksu, ktory istnieje w polskim (i przypuszczam nie tylko) społeczeństwie. Parę miesięcy temu przeprowadzilam 50 wywiadow z Polakami na temat własnie pierwszych dam i okazało się, że wiekszość deklaruje: jej sie nie należy żadna pensja, bo ona ma OBOWIĄZEK MORALNY wspierać męża. I w ogóle to mogloby jej nie być. A  jednak w pogłębionych badaniach jakościowych wychodzi, że ona jednak ma znaczenie, że jest właśnie takim alter ego prezydenta, odgrywa znaczna rol, jest symbolem, zwłaszcza reprezentantką i symbolem polskiego społeczeństwa, zwłaszcza jego kobiecej części.
 
 
Zakaz podejmowania dodatkowej pracy przez pierwsza damę nie jest zapisany w żadnej ustawie ani rozporządzeniu. A jednak jest bezwzględnie przestrzegany. Dlaczego żadna z pierwszych dam nie próbowała przełamać tego obyczaju?
 
Jeśli chodzi o Polskę, to nie tylko zakaz pracy jest nie uregulowany. Nic nie jest uregulowane! Jeśli chodzi zaś o pracę: Danuta Wałęsa była panią domu, więc jej to się nie tyczyło. Jolanta Kwaśniewska na początku pierwszego mandatu męża zastanawiała się nad tym, czy nie kontynuować pracy. Ale zrobiono badania jakościowe i okazało się, że społeczeństwo by czegoś takiego nie zaakceptowało. No więc odeszła, choć niechętnie. Potem została prezydentową na pełny etat i już nie wróciła do zawodu (pozbyła się też firmy nieruchomościowej, którą miała na początku kadencji). Kaczyńska, pomimo tego, że oficjalnie nie pracowała, od lat była doradcą politycznym męża, więc ta kwestia jej też nie tyczyła. A ostatnia pierwsza dama, Anna Komorowska, była zawodową mamą. Zauważ jednak, że te panie były mniej więcej z tego samego pokolenia. Wtedy kobiety dużo łatwiej porzucały karierę zawodową dla domu, męża i macierzyństwa. Kwestia, która dziś podniosłaś, będzie coraz bardziej widoczna z latami, bo najprawdopodobniej przyszłe pierwsze damy będą raczej kobietami pracującymi. 
 
 
Kolejnym argumentem przeciwko uregulowania jakoś stosunku pracy Pierwszej Damy ma być rzekoma dobrowolność sprawowania tej funkcji. To jak to jest: żona prezydenta nie musi pełnić obowiązków Pierwszej Damy? Czy tylko teoretycznie nie musi, praktycznie – nie ma wyboru?
 
Legalnie obowiązek pełnienia funkcji pierwszej damy nie istnieje. Nie ma żadnej ustawy, zmuszającej pierwszą damę do pełnienia tej roli. Z drugiej strony, należy jednak zauważyć stopniowe rozbudowywanie i instytucjonalizowanie tej roli, co pokazuje, że wychodzimy tu poza kadr indywidualnych zachcianek małżonek prezydenckich, a wchodzimy w presje polityczno-społeczne, które są wywierane na małżonki prezydentów. Im bardziej rozrasta się ta funkcja, tym mniejszy wybór ma następczyni  w decydowaniu, czy w ogóle chce brać w tym udział. Przy okazji zakres jej roli znacznie się zwiększa. Już nie chodzi tylko o proste uczestniczenie w bankietach, ale m.in. o prowadzenie rozbudowanej działalności społecznej.

Ale tak wprost: czy małżonki prezydentów mogą odmówić i zostać w domu, w starej pracy, wyłączyć się?

Pani Anna Komorowska nie chciała być pierwszą damą, została w to wciągnięta i sama w wywiadzie w Twoim Stylu pod koniec 2011 roku przyznała, że dopiero wtedy, gdy to mniej więcej okiełznała, polubiła swoje nowe zajęcia.

Przypadki pierwszych dam, które pracują zawodowo w trakcie kadencji męża  prawie nie istnieją. Jedynym, który przychodzi mi teraz do głowy to Margot Klestil-Löffler, żona byłego austriackiego prezydenta Tomasa Klestila. Klestil-Löffler pracowała w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, zanim została pierwszą damą. Gdy wyszła za za Klestila w trakcie jego mandatu, postanowiono, że zachowa swoją pracę, natomiast jej rola u boku męża będzie się jedynie ograniczać do towarzyszenia mężowi w wizytach zagranicznych. Na każdy dzień wizyty brała dwa dni bezpłatnego urlopu.

 

Sądzisz, że będzie miała naśladowczynie?

 

Wydaje mi się, że nie. Ona miała to tego wyjątkowe, świetne warunki: praca w MSZ  to jest idealne połączenie. Z drugiej strony, nie można tego wykluczyć. Przybywa sytuacji jawnego konfliktu zawodowych ambicji żon prezydentów z ich obecnością „przy mężu”. Funkcja Pierwszej Damy na naszych oczach zamienia się w zawód: pierwsza dama. I tak, jak w Stanach Zjednoczonych, pierwsze damy będą coraz mocniejsze. Choć na razie, nawet one nadal zmuszane są do pełnienia tej funkcji. I to zupełnie za darmo.

b64g20nb74q9jw1cepyd_400x400

 Ewa Widlak (ur. 1983), doktorantka na Uniwersytecie Pompeu Fabra w Barcelonie w dziedzinie komunikacji politycznej, specjalizuje się w tematyce kobiet w polityce, a szczególnie pierwszych dam. Autorka bloga Firstladies.International i  mikrobloga na Twitterze https://twitter.com/Evqua