Obserwuj się, badaj, lecz i żyj! Wywiad z prof. Mirosławem Wielgosiem

Rak to nie wyrok, również ten, który przydarza się w trakcie ciąży. O wykrywaniu i leczeniu nowotworów złośliwych u przyszłych i młodych matek rozmawiam z prof. Mirosławem Wielgosiem, prezesem Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego oraz szefem zespołu ginekologów i onkologów, który opracował „Standardy postępowania diagnostyczno-terapeutycznego u kobiet w ciąży chorych onkologicznie”.

Boska Matka: Ilu kobiet w Polsce może dotyczyć ten problem nowotworu wykrytego w trakcie ciąży, bądź tuż po porodzie?  Prof. Mirosław Wielgoś: Problem chorób nowotworowych w ciąży na szczęście nie jest powszechny, ale to nie oznacza, że można go marginalizować. Są bardzo różne statystyki, ale najczęściej uważa się, że problem ten może dotyczyć 1 na 1000 ciężarnych. Biorąc pod uwagę liczbę ciąż w naszym kraju, ok. 400 tysięcy, to już nawet kilkaset osób  każdego roku. I ta liczba rośnie, bo po pierwsze, z roku na rok wzrasta liczba chorób nowotworowych w populacji ogólnej, a po drugie wzrasta liczba ciąż. Poza tym, mamy coraz lepszą diagnostykę, coraz dokładniejsze metody wykrywania wszelkiego rodzaju chorób, w tym nowotworowych. Przy czym musimy pamiętać, że mówiąc o chorobach nowotworowych w ciąży, nie myślimy tylko o samej ciąży i porodzie, ale także o 12 miesiącach po porodzie. Bo nowotwór wykryty w okresie roku po zakończeniu ciąży, musiał się rozwijać już w ciąży. https://youtu.be/jFvUi6_u9dk   Dla kobiet, które usłyszą diagnozę nowotworową w tym okresie ta wiadomość jest często jak wyrok. To chyba najgorsze, co mogą usłyszeć, oprócz tego, że z dzieckiem jest coś nie tak.  Nowotwory w ciąży, to nie jest tylko problem medyczny. To jest problem socjalny, moralny, etyczny, światopoglądowy, związany z koniecznością dokonywania różnych  trudnych wyborów. Dla każdego człowieka wiadomość o tym, że wykryto u niego chorobę nowotworową, nowotwór złośliwy… Jest ciosem. Ciosem, choć już może nie wyrokiem, bo mamy możliwości, coraz większe możliwości, leczenia. Ale w Polsce jednak nadal przeważnie myślimy, że rak to wyrok. To się na szczęście zmienia. Ale nadal jest to na pewno cios. Biorąc pod uwagę ten dodatkowy czynnik jakim jest ciąża, która powinna być okresem radości i nadziei – ten efekt jest jeszcze wzmocniony. Panuje przy tym wiele mitów, które nie tylko musimy, ale i chcemy obalać.

Kiedyś uważało się, i niestety niektórzy nadal tak myślą, że nowotwór w ciąży równa się konieczność usunięcia ciąży. A to absolutnie nie jest prawdą. Oczywiście mogą być takie sytuacje, kiedy należy to rozważać, kiedy może to być wskazane.

Kiedy? Nie można tutaj generalizować, bo to zależy od wielu czynników, rodzaju nowotworu, stadium zaawansowania, możliwości leczenia. A co możemy powiedzieć na pewno? Że w większości przypadków nowotworów, z którymi mamy do czynienia w ciąży, ta ciąża nie pogarsza prognozy związanej z chorobą. Na szczęście też, w większości przypadków, ten nowotwór nie oddziałuje na ciążę w taki sposób, żeby z niej rezygnować. Nie jest zagrożeniem dla dziecka?  Zwykle nie. No i absolutnie mitem jest to, że nowotworów w ciąży nie można leczyć. Nie tylko można, ale i trzeba. I to wszystkie metody leczenia onkologicznego mogą być rozważane. Przede wszystkim chirurgia, ale także chemioterapia, ale także radioterapia. One generalnie są w ciąży przeciwwskazane, ale tutaj wybieramy mniejsze zło i dobieramy takie sposoby leczenia, takie leki, takie metody, które wywierają jak najmniej szkodliwe działanie na płód, na ciążę, a są korzystne dla leczenia choroby nowotworowej. Np. chłoniaki w okolicy szyi leczymy skutecznie radioterapią, także nieoperacyjnego rak piersi. Sama chemioterapia to zresztą bardzo szerokie pojęcie. Chemioterapeutyków jest całe mnóstwo, dobieramy takie, które stanowią najmniejsze zagrożenie dla rozwoju ciąży i rozwijającego się dziecka, unikamy tych, które są zdecydowanie niebezpieczne, ale nie dyskwalifikujemy z góry żadnych leków, jeżeli mogą przynieść pozytywny efekt dla leczenia choroby. Polscy specjaliści w takich terapiach swoje osiągnięcia i zasługi  Na pewno nie możemy generalizować, że ta wiedza jest powszechna i każdy wie, co robić, jak postępować, a przede wszystkim, jak rozmawiać z pacjentkami. W związku z tym bardzo ważną rolą jest krzewienie tej wiedzy. I to nie po to, żeby wszyscy lekarze leczyli ciężarne z chorobą nowotworową, ale po to, żeby przynajmniej potrafili powiedzieć, to co trzeba powiedzieć na początku: że to nie wyrok, że można raka leczyć, że są miejscach, w których to się robi. Skierować do odpowiedniego ośrodka. To jest już naprawdę dużo. Najgorsza jest niewiedza i zabobony. Które na szczęście powoli odchodzą do lamusa Wielka w tym zasługa Fundacji Rak’n’Roll i jej programu Boskich Matek , bo to właśnie ona zwróciła nam lekarzom uwagę na ten problem. Pewnie droga powinna być zupełnie odwrotna, ale teraz to nieważne, bo liczy się cel. Ważne jest, że ktoś się tym zajął i potrafił zarazić innych, a efektem tej współpracy jest fakt, że powołaliśmy grupę roboczą złożoną z onkologów i położników, która opracowała standardy postępowania w przypadku choroby nowotworowej w ciąży. Właśnie opublikowano te standardy. Co się w nich znalazło i jaka jest ich ranga? One nie mają roli nakazowo-sprawczej, restrykcyjnej. To ma być pomoc i kompendium wiedzy o tym, co my lekarze możemy zrobić, gdy przyjdzie do nas taka pacjentka. Początkowo miał być to nieduży materiał, bardzo ogólny, ale gdy zaczęliśmy się w ten temat zagłębiać i rozbudowywać kolejne pomysły, okazało się że jest tego bardzo dużo, bo też i nowotworów jest wiele. Zaczęliśmy od tych, które są najczęstsze, ale też nie zapomnieliśmy o tych rzadszych, bo w ciąży oczywiście może się rozwinąć każdy nowotwór. Które to te najczęstsze? Najczęściej mamy do czynienia z rakiem piersi, rakiem szyjki macicy, czerniakami, chłoniakami, rakami tarczycy. Mogą być też rzadsze nowotwory – przewodu pokarmowego, nowotwory płuc. Są bardzo rzadkie, ale też mogą się zdarzyć. Trzeba być tego świadomym. I „błogosławiony stan” ciąży przed nimi nie chroni? Niestety nie. A nawet gorzej, bo szereg objawów chorób nowotworowych, może być przez ciążę maskowanych. Te wczesne objawy chorób nowotworowych to przeważnie niespecyficzne bóle, nudności, wzdęcia, osłabienia, zmęczenia, krwawienia, obrzmienie piersi, krwawienia z odbytu.

Wszystkie te objawy mogą wystąpić w każdej, nawet niepowikłanej ciąży, więc często bywają one bagatelizowane i zrzucane na karb ciąży.

Z drugiej strony, ciąża jest jedynym takim okresem w życiu pacjentki, kiedy ona ma wykonywaną tak dużą liczbę różnorodnych badań w stosunkowo krótkim okresie: szereg morfologii krwi, które pomagają diagnozować nowotwory hematologiczne, przynajmniej 3 badania ultrasonograficzne, które dają możliwość wykrycia guzów jajnika, obowiązkowe badanie cytologiczne, czyli diagnostykę w kierunku raka szyjki macicy. Nie wspominając o wywiadzie, czyli rozmowie ze swoim lekarzem. W okresie ciąży jest więc dużo większa szansa, że ginekolog coś zauważy, coś go zaniepokoi. To jest duże ułatwienie w diagnostyce. Co więc pacjentki, które będą teraz trafiać do lekarzy ginekologów z niepokojącymi objawami powinny usłyszeć, a czego na pewno nie? Przede wszystkim nie powinny słyszeć, że jakieś badania są przeciwwskazane, jeżeli mamy podejrzenie choroby nowotworowe. Tak często mówi się np. o badaniu rentgenowskimi: że w ciąży nie wolno go robić. A tak naprawdę, chociażby przy o rentgenie klatki piersiowej, ekspozycja na dawkę promieniowania jest wielokrotnie mniejsza, od tej, która jest dopuszczalna dla płodu. Jeżeli więc trzeba takie badanie wykonać, bo są ku temu wskazania, to nie można się przed tym bronić i twierdzić obłudnie, że to może w jakikolwiek sposób zaszkodzić ciąży. To samo zdaje się dotyczy badań piesi. Ja na przykład mam wskazania do regularnego wykonwania USG piersi. A kiedy będąc w ciąży, chciałam zrobić takie badanie, to słyszałam, że to bez sensu i niech pani przyjdzie, jak pani urodzi. Faktycznie trudno jest w piersiach zmienionych ciążowo diagnozować niewielkie zmiany, ale oczywiście jeżeli są jakieś podejrzenia, wskazania, nie można się przed tym absolutnie wzbraniać tylko trzeba takie badanie po prostu zrobić.

Rak piersi jest najczęstszym nowotworem w ciąży i chcielibyśmy doprowadzić to tego, żeby każda ciężarna miała w ciąży wykonywane badanie USG piersi. Ale, szczerze powiedziawszy, w chwili obecnej to nierealne.

Bo? Nie ma pieniędzy, żeby pokryć koszty tego. Ale my możemy i będziemy zalecać naszym pacjentkom, żeby robiły te badania na własną rękę.  Bo nawet jeśli tylko część z tych kobiet zrobi to badanie, to u części z tej części nowotwory zostaną w porę rozpoznane, wtedy, kiedy jeszcze można je leczyć. Zwłaszcza, że połowa ciąż jest prowadzona w prywatnych gabinetach , więc kobiety i tak płacą.  I niech to będzie ich decyzja, czy zrobić te dodatkowe badania, czy nie. Ale świadoma decyzja. Bo rolą lekarzy jest informowanie o możliwościach, niezależnie od tego, czy są refundowane, czy nie. Fajnie by było każdej kobiecie zapłacić za to, ale nasz system opieki zdrowotnej nie udźwignie tego w tej chwili na pewno. Musimy się więc skupić na informacji, edukacji, promocji. Czyli przykazanie pierwsze: nie dyskryminować żadnych badań, jeżeli są choćby najmniejsze wskazania. Trzeba zawsze rozważyć korzyści i ryzyka i przeważnie okazuje się te korzyści znacznie przewyższają ryzyko. A obawy wynikają często z niepełnej wiedzy. A jeśli chodzi o te rutynowe badania, którym kobiety w ciąży i tak są poddawane, to da się z nich „wycisnąć” coś więcej, żeby diagnozować raka wcześniej, dokładniej? Trzeba je uważnie odczytywać. Zwracać uwagę na rożne aspekty i pamiętać zawsze o tym, że ciąża nie jest okresem, który nas uchroni przed chorobą nowotworową, więc trzeba mieć oczy szeroko otwarte. To jest właśnie powinnością lekarza. A co kobieta może i powinna robić sama? Zwłaszcza jeśli jest w grupie wysokiego ryzyka, np. miała nowotwór w rodzinie. Na co powinna zwrócić szczególną uwagę? Przede wszystkim ważne jest to, żeby świadomie zachodzić w ciąże, bo jeżeli ciąża jest planowana to możemy przed tą ciążą zrobić szereg różnych badań, zabezpieczeń, szczepień. Już nie wspomnę o profilaktyce kwasem foliowym, która jest istotna w zapobieganiu wad cewy nerwowej. A jakie szczepienia ma Pan na myśli? Chociażby na różyczkę, przeciwko WZW. Oczywiście one nie są związane z chorobami stricte nowotworowymi, ale mówię o takim generalnym zabezpieczeniu przy planowaniu ciąży. Ale też o wykonaniu badań takich jak USG piersi, USG narządów rodnych, żeby zobaczyć czy wszystko tam jest w porządku. W większości przypadków na szczęście okaże się, że wszystko jest dobrze i można w tę ciążę zachodzić. Ale tam, gdzie są jakieś nieprawidłowości, albo chociaż wątpliwości, to trzeba to zweryfikować. W niektórych przypadkach okaże się, że jednak mamy do czynienia z problemem onkologicznym i wtedy oczywiście warto najpierw zadbać o leczenie choroby nowotworowej. Trzeba tu wspomnieć, że co prawda kiedyś leczenie przy pomocy chemioterapii czy radioterapii mogło prowadzić do utraty płodności i to na pewno też utrudniało podjęcie decyzji o leczeniu. Ale teraz mamy możliwość zachowania płodności. Możemy przed planowanym leczeniem onkologicznym pobrać komórki jajowe, które mogą być zamrożone. Można też doprowadzić do zapłodnienia pozaustrojowego i mrozić zarodki. Można też pobierać fragmenty tkanki jajnika i też poddać go krioprezerwacji.

Te wszystkie metody określamy mianem onkofertility, czyli zachowanie płodności w związku z leczeniem choroby nowotworowej, po to by, kiedy ta choroba zostanie zaleczona, opanowana, przyjdzie lepszy czas na ciążę, ona nadal była możliwa.

Żeby można było sięgnąć po zamrożone zarodki, albo komórki jajowe czy fragment jajnika, który wtedy możemy przeszczepić i on będzie mógł podjąć swoją czynność generatywną. Brzmi niesamowicie i trochę… mało dostępnie Ale żyjemy w XXI wieku i to naprawdę się dzieje. Właśnie koledzy Z Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej opracowali swoje zalecenia w tej kwestii. Czy znamy statystyki dotyczące tego, jak wiele kobiet spośród z tych zdiagnozowanych onkologicznie, decyduje się zachować ciążę? Nie, ale na pewno jest ich coraz więcej, bo coraz częściej dostają one informację, że jest to możliwe. Ale dylematy nadal się zdarzają. Czy zacząć leczenie w ciąży, czy poczekać, jeżeli jest to ciąża zaawansowana? Wtedy rozwiązaniem jest zakończenie ciąży wcześniej, bez oczekiwania na samoistne rozpoczęcie akcji porodowej. Ale jeżeli chorobę wykryto na początku ciąży, w tej pierwszej połowie, to wówczas czekanie jest bardzo złym czynnikiem. Więc zachodzi konieczność dokonania wyboru: jeżeli leczyć, to jak?

Na szereg tych dylematów lekarz nie odpowie i nie podejmie za ciężarną kobietę takiej decyzji. Te najtrudniejsze wybory należą do nich: czyje zdrowie jest ważniejsze, moje czy dziecka?

Nie ma na to pytanie dobrej odpowiedzi, więc każda sama musi ten „rachunek sumienia” zrobić indywidualnie. Pamiętajmy jednakowoż, że życie dziecka, które straci matkę też jest życiem zupełnie innej jakości. Więc na pewno nie można decyzji o rezygnacji z leczenia podejmować z myślą tylko o dziecku, bo to jest tylko pozorne działanie dla jego dobra.

W gabinecie Profesora w Uniwersyteckim Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka przy Placu Starynkiewicza w Warszawie

W większych miastach takich jak np. Warszawa, gdzie rozmawiamy, jest statystycznie większa szansa, że kobieta uzyska taką rzetelną informację. Ale powiedzmy, że mamy mieszkankę niedużej miejscowości, która uzyskuje taką diagnozę u swojego lekarza i z jakiegoś powodu słyszy: będzie musiała pani usunąć. Co ona powinna zrobić? Gdzie się udać? Przede wszystkim nie powinna nie powinna słyszeć takiej informacji. Powinna usłyszeć, że raka można diagnozować, można leczyć i są różne sposoby i miejsca dedykowane temu. Otrzegałbym lekarzy przed udzielaniem takich radykalnych zaleceń, bo większość osób prowadzących ciążę nie ma takich doświadczeń na tyle, żeby móc udzielać takich wiążących informacji. Ale przede wszystkim uspokoić, nie pognębić takiej pacjentki i wiedzieć gdzie ją skierować. Dużo mamy takich ośrodków w Polsce? Ich nie musi być dużo. Skala problemu jest duża jeżeli chodzi o ciężar gatunkowy, ale biorąc pod uwagę liczbę ośrodków, to nie aż tak duża. Jeżeli mamy około 300-400 przypadków rocznie, a szpitali z oddziałami ginekologiczno-położniczymi mamy ok 440 powiedzmy, to nawet nie w każdym oddziale w roku znajdzie się taka pacjentka. Nie można mieć doświadczenia w prowadzeniu jakichkolwiek problemów przy tak małej liczbie. Więc tych ośrodków powinno być tak naprawdę kilka, może kilkanaście: ośrodki akademickie, kliniki uniwersyteckie, centra onkologii. O wszystkich tych ośrodkach wie Fundacja Rak’n’Roll. I to jest dobry adres, żeby się zgłosiła każda taka pacjentka? Najlepszy. Dlatego, ze oprócz tego, że zostanie skierowana we właściwe miejsce, to jest jeszcze otrzyma duże wsparcie. Zarówno psychologiczne jak i logistyczne ze strony Fundacji. Jak bardzo ono jest ważne Pana zdaniem? To dodatkowe wsparcie pozamedyczne. Szalenie ważne. Dlatego, że jednak lekarze czy profesjonaliści w zawodach medycznych skupiają się głównie na udzielenia pomocy pod kątem stricte medycznym, często nie skupiając się na innych sferach. A tu oprócz problemu medycznego mamy problemy socjalne, rodzinne, psychiczne, więc  wsparcie takiej profesjonalnej organizacji, która skupia różnych specjalistów jest bardzo, bardzo istotne. I też pozwala dotrzeć do kobiet, które sobie poradziły z tym problemem. Do Boskich Matek A one są najbardziej wiarygodnej dla tych kobiet, które stykają się z tym problemem. My wszyscy jesteśmy jednak trochę teoretykami. Ten problem większości z nas, na szczęście, nie dotknął i pacjentki często mówią: ”A co pan o tym wie?”. Ale innym Boskim Matkom już nie mogą tego powiedzieć, bo właśnie te kobiety przeszły to samo i one są takim ołtarzem, na który można patrzeć i słuchać z podziwem przez co przeszły i że to jest jednak możliwe. Bo pamiętajmy o tym, jak zmienia się ta świadomość. Przecież Fundacja powstała dzięki temu, że Magda Prokopowicz, zetknęła się z tym problemem osobiście. Ona przez długi czas nie poddawała się konwencjonalnemu leczeniu, czyli w ogóle się nie leczyła, bo trudno tu mówić o paraterapiach, że jest to leczenie. Więc ona wiele czasu i wiele dni straciła na metody nieudowodnione w żaden sposób naukowo. Ale też częściowo dlatego, że to było już ponad 10 lat temu. Poziom wiedzy, świadomości był inny. Jej świadomość zmieniła się w momencie, kiedy zaszła w ciąże. Znalazła wtedy sens życia i prawdziwego leczenia. Wtedy już zarzuciła – nie chcę tu używać niewłaściwych określeń, ale aż się ciśną na usta – zarzuciła jakieś bzdurne metody, a poddała się leczeniu onkologicznemu, specjalistycznemu i dała życie swojemu dziecku i przez 7 lat swojego syna wychowywała. Warto powiedzieć też o tych kobietach i o tym,  jakiego wsparcia potrzebują te osoby, które będą chciały lub  musiały usunąć ciążę. Na pewno musi to być wsparcie psychologiczne. Nie mogą być stygmatyzowane z tego powodu, że podjęły taka a nie inną decyzję.

Nie decydujmy nigdy za nich i nie oceniajmy, bo też, ja zawsze to powtarzam, choć to nie moje słowa: „tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono”.

Na przykład czasami, gdy pacjentki mnie pytają: „Co by Pan zrobił w takiej sytuacji?”, to jest dla mnie duża abstrakcja. Bo ja, po pierwsze, nie jestem kobietą, a po drugie, nie jestem, nie byłem i nie będę w ciąży. Więc nie mogę ich oceniać: to jest dobre a to złe. Bo to jest mój punkt widzenia, nie siedzę w tej pacjentce, nie jestem nią. Ona ma określone uwarunkowania zdrowotne, rodzinne, światopoglądowe. Każdy z nas jest inny. Trzeba szanować te decyzje. To jest dziś, panie Profesorze, dość awangardowe myślenie: że pan nie wie lepiej, co pacjentka powinna zrobić ze swoją ciążą. Kiedy ja naprawdę nie wiem, co bym zrobił będąc w tej sytuacji. Mogę sobie to co najwyżej wyobrażać. Dlatego uważam, że doradzanie pacjentce z tego punktu widzenia nie jest dobre. Tu może pomóc odpowiednio przygotowany, zaznajomiony z problematyką psycholog. Być może on potrafi takiej kobiecie, która znalazła się w tej trudnej sytuacji, więcej wytłumaczyć. My możemy i musimy przede wszystkim wyposażyć naszą pacjentkę w rzetelne, obiektywne informacje, na podstawie których ona podejmie świadomą decyzję. Decyzja o ewentualnym  usunięciu ciąży też absolutnie powinna być na równi traktowana z decyzja o utrzymaniu ciąży? Myślę, że tak. Oczywiście, trzeba tu powiedzieć, że taka decyzja w wielu przypadkach nie jest uzasadniona medycznie, bo usunięcie ciąży nie poprawi rokowania choroby nowotworowej. Czy z nowymi standardami wiąże pan też nadzieję na poprawę wykrywalności nowotworów w ciąży? Zdecydowanie tak. Dlatego, że choroby nowotworowe wszędzie, ale w Polsce też, często są wykrywane zbyt późno. Kiedy to zaawansowanie jest na tyle duże, że uniemożliwia radykalne leczenie, takie, które możemy przeprowadzić na wczesnym etapie. Niestety zdarza się tak, że jest to jest związane z niedoskonałym funkcjonowanie systemu opieki zdrowotnej. Tu mam cały czas przed oczami  przykład jednej naszej pacjentki, skierowanej właśnie przez Fundację, w zaawansowanej ciąży i z zaawansowaną chorobą nowotworową. Pacjentka ta, jeszcze w okresie przed zajściem w ciąże, próbowała się dostać do lekarzy, zgłaszała różne objawy, które były najpierw bagatelizowane, potem, gdy już zwróciła uwagę na to, że rzeczywiście coś jest nie tak, to dostała jakiś odległy termin badania, a chodziło o kolonoskopię, bo problem dotyczył przewodu pokarmowego. Okazało się w międzyczasie, że zaszła w ciąże i z tego powodu nie chciano jej tego badania wykonać, jak by to było jakieś przeciwwskazanie. A czas płynął. Lekarze nie powinni z tym zwlekać? Oczywiście, że nie powinni. I to badanie było w końcu wykonane, kiedy pacjentka już trafiła z zaostrzonymi objawami. Okazało się, że jest zaawansowany rak jelita grubego, który mógł być wykryty wcześniej i może wtedy rokowanie byłoby lepsze. Byliśmy tutaj świadkami prawdziwych dramatów, bo ta kobieta bardzo cierpiała w ciąży, a jednocześnie tak jej zależało, żeby ciążę kontynuować, że absolutnie nie zgadzała się na żadne działania związane z przedwczesnym jej zakończeniem. Zależało jej na każdym dniu tej ciąży, właśnie dla dziecka, ale tak cierpiała, że mieliśmy wszyscy łzy w oczach i ściśnięte serca. Najtragiczniejsze było to, że on dyssymulowała te objawy – wijąc się z bólu mówiła, że wszystko jest dobrze, że nie boli i będzie lepiej. Dotrwała do porodu, dziecko urodziło się w stanie, który umożliwił mu przeżycie i dziś pewnie prawidłowo się rozwija. Zaraz po porodzie, a nawet w czasie porodu, została poddana leczeniu. Ale już nie mogło być leczenie radykalne. Co się stało z tą pacjentką? Właśnie niedawno się dowiedziałem, że zmarła. To ja poproszę jeszcze o historię z happy endem Historie z happy endem to w większość naszych Boskich Matek. To są te osoby, które zdecydowały się na kontynuowanie ciąży i na leczenie. Urodziły dzieci. Żyją. To jest happy end.

Prof. Mirosław Wielgoś (ur. 1965), doświadczony ginekolog, położnik i perinatolog, prezes Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, Konsultant Krajowy w dziedzinie Perinatologii i wybitny ekspert w dziedzinie konfliktu serologicznego. Od 2016 roku rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Ostatnio szef zespołu ginekologów i onkologów, który opracował „Standardy postępowania diagnostyczno-terapeutycznego u kobiet w ciąży chorych onkologicznie”. Więcej o Profesorze na  jego stronie