Je suis Martyna. Ty też

Kochacie Martynę Wojciechowską? Ja tak. Podziwiacie? No ba! Chciałybyście być jak Martyna? Kto by nie chciał! No to mam dla Was dobrą wiadomość – przynajmniej pod jednym względem wszystkie jesteśmy podobne. Od chwili przejścia w stan macierzyński (liczony po bożemu, od momentu ujawnienia się publicznie z ciążą) ludzkość zapomina, że mamy rozum i wolną wolę. Możesz być nawet Martyną Wojciechowską, a życzliwi obcy, zupełnie obcy ludzie, i tak Ci powiedzą, jak masz żyć. Bo oni wiedzą lepiej, co jest dla Ciebie dobre, A ZWŁASZCZA DLA TWOJEGO DZIECKA. Martyna Wojciechowska – kobieta-instytucja, ikona, żywy pomnik przyrody i dziedzictwo narodowe klasy 0. Podróżniczka, dziennikarka, pisarka, zdobywczyni Korony Ziemi, pierwsza Polka i w ogóle kobieta z naszej części z Europy, która ukończyła rajd Dakar, autorka książek, programów telewizyjnych i ambasadorka licznych akcji charytatywnych. Postać niezwykle i zasłużenie lubiana i szanowana nie tylko za osiągnięcia, ale też za charyzmę i bezpretensjonalność, przez nawet największych mizantropów znad Wisły i spoza naszego grajdoła. Oto „Nasza Martyna” miała wypadek na motocyklu. To nic, że nie pierwszy i wcale nie najpoważniejszy w życiu (12 lat wcześniej w innym złamała kręgosłup), to nic że na motocyklu jeździ od 30 lat, a motoryzacja to oprócz podróży nie tylko jej wielka pasja, ale też praca. To wszystko nieważne. Martyna Wojciechowska ośmieliła się bowiem, mimo wypadku, sporej blizny i tytanowej płytki zamiast obojczyka, nie kajać się jakoś szczególnie, nie ostrzegać i nie zniechęcać do motocykli w ogóle i nie snuć egzaltowanych przemyśleń o ulotności życia oraz kruchości ludzkiej trzciny. No i, o zgrozo, nie zapowiedziała zakończenia kariery, by jak na kobietę i matkę przystało, poświęcić domowemu ognisku i nie narażać córci na stresy. A na dodatek napisała o tym na fejsbuku.Zrzut ekranu 2016-07-17 o 23.13.10 Lektura komentarzy pod wpisem na fanpage’u Martyna Wojciechowska at The End of World  dostarcza kompletnego chyba katalogu sposobów upupiania kobiet, które choć trochę wychylą brodę ponad mieszczański standardzik. Tysiące, dziesiątki tysięcy życzliwych Krystyn i najbardziej oddanych Januszy ze zdjęciami profilowymi z wczasów olinkluzif w Hurghadzie, którzy oczywiście tylko z troski, i przeogromnej sympatii, i z podziwem i śląc gorące pozdrowienia plus życzenia szybkiego powrotu do zdrowia, strofują, przywołują do porządku, upominają i zalecają „Martuni naszej kochanej”, żeby:

  • zwolniła,
  • odpuściła,
  • darowała sobie,
  • przestała się narażać,
  • przestała udowadniać, ze jest ze stali/tytanu/kamienia/kevlaru.

Ponieważ:

  • ma córkę, a to największy skarb na świecie, większy niż wszystko inne, i kiedyś to zrozumie,
  • Ma Córkę, a córce potrzebna jest mamusia i tylko mamusia, najlepiej 24/7,
  • MA CÓRKĘ, a córka kiedyś będzie miała do niej żal, a wtedy będzie za późno,
  • itd, itp. oraz że  im będzie smutno, jak się zabije na motorze.

Ciekawi mnie, czy nawet taka Martyna Wojciechowska jednak trochę się wkurwia, jak jej obcy ludzie meblują życie? Ciekawi mnie, co sobie myślą ludzie udzielając reprymendy kobiecie, której nawet złamany kręgosłup nie zawrócił z raz obranej drogi? A ponad wszystko ciekawi mnie, czy jest choć jedna kobieta na całym tym zakichanym świecie, której nikt nie robił uwag, że czegoś nie powinna i nie może, bo ma dziecko? A w ogóle to jest dorosła, ma swój rozum i to ona będzie ponosić konsekwencje swoich wyborów. Bo chyba nie.