Kobiecość i władza wg Angeliny Jolie

„Knowledge is power” kończy swój poruszający tekst w New York Timesie Angelina Jolie, która w dwa lata po tym, jak poddała się obustronnej prewencyjnej mastektomii, znów dobrowolnie i profilaktycznie pozwoliła sobie usunąć jajniki i jajowody. Dominujący komentarz w polskich mediach społecznościowych brzmi „niech sobie profilaktycznie usunie mózg”. Milusio.

Staropolskim obyczajem „nie znam się, to się wypowiem”, torsje internetu bryzgały nań bez najmniejszego względu na to, czy decyzja ta była medycznie wskazana, podjęta z rozmysłem, czy choćby zwyczajnie logiczna i rozsądna. A była. Po stokroć.
Znów, wystarczy przeczytać list z wyjaśnieniami samej AJ , albo jak ktoś nie bardzo sobie radzi w lengłidżu –  polskojęzyczne komentarze LEKARZY  dotyczące amputacji profilaktycznych. Nie brzmi to fajnie, nie jest wolne od negatywnych konsekwencji, ale czasem to po prostu jest najlepsze rozwiązanie. Jasne, że nie dla każdego. I nie gwarantuje odporności na nowotwory w ogóle. No i co? Mieć 100 proc. gwarancji, że nie zabije Cię ten rak, który masz wpisany w geny (i wiesz to na pewno, bo badania genetyczne nie pozostawiają złudzeń), to całkiem sporo. Nawet jeśli ostatecznie zabić Cię może trująca meduza na Hawajach. Albo śliska posadzka nad basenem w Bel Air.

Nieprzypadkowo pointą osobistego wyznania aktorki jest słowo „władza”. I wydaje mi się, że to właśnie ta postawa – dążenie do przejęcia jak najpełnejszej kontroli nad własnym życiem – wywołuje taki opór. Wszak nie od dziś wiadomo, że niepodobna. Że naszym życiem rządzi głównie przypadek/przeznaczenie/Opatrzność/efekt motyla. Vanitas vanitatum i nihil novi. Leczymy się z przekonania o własnej sprawczości całą dorosłość, a im więcej w nas zgody na nieuchronne i nieprzewidziane, tym milej się gładzić po brodzie apostoła i patrzeć z wyższością jak się smarkateria miota.
Tymczasem taka Jolie, nie dość, że piękna, bogata, ma za męża Brada Pitta i nawet w nazwisku, że jest super, rzuca rękawicę Opatrzności/przeznaczeniu/genotypowi. To jest dopiero niewybaczalna buta. To dopiero fiu-bździu celebryckie. Hucpa!

Po raz trzeci, więc odsyłam do pełnego pokory i powagi listu Angeliny Jolie w New York Timesie , w którym z szacunkiem i cierpliwie wyjaśnia ona medyczne i osobiste kulisy swojej decyzji, nie próbując lansować się na bohaterkę, ani tym bardziej kreować „mody na owariektomię”.  Za to po raz kolejny i do znudzenia zachęca w nim, by się badać i nie bać, ani nie przekreślać żadnej z terapii, nawet tej najbardziej drastycznej, o ile może się okazać skuteczna.
Banały? Bynajmniej. Skoro do dziś miliony kobiet wierzą, że lepiej się nie badać wcale, bo „jeszcze coś znajdą”. I że lepiej umrzeć niż utracić „kobiecość” utożsamianą z kilkoma gruczołami i mięśniami.  Przesadzam? Skąd! W Polsce w ciągu ostatnich 4 lat ponad 80 proc. zaproszeń na bezpłatną mammografię i cytologię wylądowało w koszu .

Wiedza to władza. Można jej nie używać. Ale lepiej ją mieć.

*A tym, którzy nadal sądzą, że nawet jeśli to wszystko prawda, to nic tu po holywoodzkiej gwiazdeczce, polecam teksty dokumentujące Angelina Effect , czyli znaczący i długotrwały wzrost zainteresowania kobiet na całym świecie ( także w Polsce ) badaniami profilaktycznymi w kierunku nowotworów kobiecych (głównie mutacji genu BRCA1, ale nie tylko).