Boska Matka Gibka, czyli fitness z Mikrobem

Nie jestem typem sportsmenki. W siatkówkę grałam jak noga i nie umiem nawet porządnie rzucić frisbee. Ale jestem ruchliwa jak fretka i mam gigantyczną potrzebę aktywności fizycznej. Potrzeba ta wzmogła się wkrótce po porodzie wraz niewymowną chęcią wyjścia z domu i zrobienia czegoś TYLKO DLA SIEBIE. Mikrob miał mniej niż 2 miesiące, kiedy po raz pierwszy poszłam na zumbę, czyli jedyne zajęcia fitness o dostępnej dla mnie porze i nie za daleko od domu. Wsiąkłam. Odpłynęłam. Godzina kicania w takt paździerzowych latynoskich piosenek, machania rękami, potrząsania biustem i pupą, wykrzykiwania: HEY! HA! UU! UU! i YEAH! Godzina przenoszenia się w czasie i przestrzeni. Powrót do podstawówki i klimatu szalonej dyskoteki na kolonii w Białogórze. Tego mi było trzeba. Tego mi trzeba do dziś. Wyjście na zumbę jest święte. Tata Mikroba pędzi z pracy na ostatnich nogach, żebym ja mogła zdążyć na swój fitness. Trochę podpiera się nosem, ale wie, jakie to dla mnie ważne i nawet uprzejmie udaje, że perspektywa męskiego wieczoru z synem po 12 godzinach w pracy, to to o czym właśnie marzy. Tyle, że raz w tygodniu to mało. Chciałabym częściej, ale dotąd myślałam, że to niemożliwe, bo co tu zrobić z Mikrobem? Wtem odezwała się do mnie Galeria Fitness z zaproszeniem na zajęcia Ladies & Babies. Wybrałam się i się nie zawiodłam. Po pierwsze, prowadząca– sama ćwiczy z roczną córeczką i doskonale wie, co w trawie piszczy. Że każda (albo prawie każda) marzy o powrocie do formy, ale nie każda wie, że po ciąży mogły jej zostać rozstępy nie tylko na skórze, ale i w mięśniach. Dlatego nowicjuszki bada na początek pod kątem kondycji mięśni prostych brzucha. Po co? A no po to, by zbyt gorliwe ćwiczenie brzuszków nie skończyło się przepukliną.
Po drugie, zestaw ćwiczeń. Jasne, każdy ruch wskazany, są jednak partie ciała, które matki-debiutantki (i recydywistki) powinny dla własnego dobra otoczyć większą troską. Co prawda, kaloryferem na brzuchu i ja nie pogardzę, ale na co dzień potrzebny mi przede wszystkim mocny kręgosłup i wytrzymałe plecy- wszak Mikrob swoje już waży. Nie wspominając o mięśniach Kegla, które wiadomo jak się mają po porodzie. A u nas zamiast mówić głośno, że im także potrzeba gimnastyki (i to nie tylko łóżkowej), wciska się kobietom, że dzięki superwkładkom z system odor controll „on nie zwróci uwagi na twoje lekkie nietrzymanie moczu”. Na dobrym fitnessie dla kobiet ćwiczy się też mięśnie Kegla.
Po trzecie, dzieci– nie dość, że nie przeszkadzają, to świetnie nadają się na towarzyszy takich ćwiczeń. No może nie od razu towarzyszy, ale na żywe hantle i obciążniki- jak najbardziej (choć w przypadku prawie 10 kilowego Mikroba trzeba chyba mówić o małej sztandze). A jak nie ćwiczą, to sobie leżą, łażą- elegancko, bezpiecznie, bo w porównaniu z domowym torem przeszkód sala gimnastyczna to bezkresna, płaska przestrzeń, o jakiej marzę za każdym razem, gdy dziecko mi się wspina na komodę albo klinuje się pod fotelem.
Słowem- matka syta, Mikrob cały, oboje zadowoleni, zrelaksowani i trochę bardziej gibcy. Poszukajcie w waszej okolicy, a jak nie to możecie sobie poćwiczyć z jakąś matką-chodakowską na jutubie. O np. z taką.