Alimenty a obrona demokracji

Od kilku dni internet rozgrzewa kwestia pewnego długu alimentacyjnego . Bardzo to ciekawe, zważywszy na fakt, że od wielu, wielu lat dziennikarze, publicyści, blogerzy i działacze produkują kolejne i kolejne artykuły i felietony, reportaże i analizy, feministki produkują kolejne odezwy i transparenty , a socjologowie i prawnicy kolejne doktoraty, z których ni mniej ni więcej wynika, że uporczywe uchylanie się od płacenia alimentów na własne dzieci, to ten z polskich grzechów (a właściwie, przestępstw opisanych w art. 209 Kodeksu karnego), który stał się tak powszechny, że aż przechodzi i uchodzi praktycznie niezauważony (przez opinię publiczną, rzecz jasna, dzieciom ów fakt jakoś nigdy nie umyka). Przeważnie uchodzi, przy aktywnym współudziale całych rodzin i gromad życzliwych przyjaciół  ochoczo zeznających przed sądami, że ten-a-tamten (rodzaj męski nieprzypadkowy) żadnego dochodu nie uzyskuje, a na wczasy na Teneryfie zawsze zabiera go za swoje nowa partnerka, no i ten samochód, który użytkuje (wyłącznie na dojazdy do pośredniaka), to należy, Wysoki Sądzie, bynajmniej, do jego brata. I tak to przechodzimy do porządku dziennego nad faktem, że ponad 1 mln (słownie MILION ) polskich dzieci, czeka na alimenty egzekwowane przez komorników, a doczekuje się tylko co piąte, bo skuteczność dochodzenia długów alimentacyjnych w naszym pięknym kraju poszybowała w ostatnio w górę, by osiągnąć szczytowe 20 proc. , po latach na śmiesznym poziomie średnio 10 procent. Wtem! Pewien tabloid ujawnia, że znany już chyba każdemu Polakowi, a zwłaszcza tym zatroskanym o aktualną kondycję naszego państwa przywódca Komitetu Obrony Demokracji – Mateusz Kijowski – człowiek, który wyprowadził na ulice dziesiątki tysięcy (mówię to bez cienia ironii) poczuwających się do odpowiedzialności za prawo i porządek w naszym pięknym kraju obywateli, sam jest na bakier z prawem, porządkiem i odpowiedzialnością, bo dłużny trojgu swoim dzieciom, bagatela, 80 tys. złotych alimentów plus odsetki. Po fali oburzenia, że „jak można tak pomawiać człowieka”, toż to „karygodna ingerencja w jego życie prywatne” oraz „z pewnością wyssane z palca ataki opętanych nienawiścią pisiorów”, sam zainteresowany zabrał głos i przyznał, że to wszystko prawda, choć nie do końca, bo on się nie uchyla, tylko nie ma z czego płacić . Całość rozbudowanej samoobrony szefa KOD znajdziecie np. w tym tekście w Gazecie Wyborczej , powiem tylko w skrócie, że winny jest głównie sąd, bo zasądził za dużo (najpierw 3 tys., później 2,1 tys. na trójkę dzieci w wieku obecnie 17, 20 i 22 lata). Apologeci Kijowskiego podnoszą rozmaite argumenty, z których najważniejsze to: – jak ma płacić, skoro nie ma pracy, – to nie tak, że nie płaci, płacił połowę zamiast całości, a dług urósł z tej reszty, – sąd zasądził za wysokie alimenty, – sąd nie wziął pod uwagę, że stracił pracę i nadal każe mu płacić, – żona go zostawiła dla innego, a teraz jeszcze chce kasę, – chcą go zniszczyć, bo się go boją, – nie może szukać pracy, gdy ojczyzna w potrzebie, oraz wersja hard tego argumentu podniesiona przez niezastąpionego Jacka Żakowskiego „dzieci muszą cierpieć, gdy mężczyźni idą na wojnę”. Mogę się po kolei rozprawiać z każdym z powyższych, ale na bieżąco robią to za mnie internety. Nawet jeśli przyjąć, że poza długiem alimentacyjnym (który, co widać na pierwszy rzut oka, by urosnąć do tej kwoty potrzebował minimum kilku lat zalegania), Mateusz Kijowski ma sumienie najczystsze na świecie, to nijak nie można się pogodzić tego jednego grzechu z rolą Pierwszego Obrońcy Demokracji. Demokracja to, poza wieloma innymi przymiotami, których warto bronić i w ich obronie wychodzić na ulice, rządy państwa prawa. W państwie prawa płaci się podatki, składki, a nawet mandaty, nawet jeśli uzna się je za wysokie, nieadekwatne i niesprawiedliwe. Respektuje się też wyroki sądów (i to nie tylko Trybunału Konstytucyjnego). I je wykonuje. Jak to było? Jak? Niezwołocznie. Demokracja to też jedyny ustrój szczególnie zatroskany o interesy słabych i bezbronnych, którzy nie mają jak upomnieć się o swoje. Takich np. dzieci, których rodzice się rozwodzą, a one nadal muszą jakoś i za coś żyć, jeść i się ubierać. Demokracja w końcu, to ustrój, w którym nie ma miejsca na nieuzasadnione użycie przemocy, także ekonomicznej. A niepłacenie alimentów to przemoc ekonomiczna. Pan Mateusz Kijowski, do którego naprawdę ani osobiście, ani politycznie nic nie mam, mówi na koniec rozmowy z GW , że ataków w związku z długiem alimentacyjnym się spodziewał, a w ogóle to nadal zamierza robić swoje. Jak dla mnie, to robienie swojego mógłby zacząć od zarobienia na utrzymanie swoich dzieci. A jeśli ferment i słuszne oburzenie na dłużników alimentacyjnych, jakie wywołał, utrzyma się w Polsce choć odrobinę dłużej, niż zwykle to bywa, albo jeśli co więcej, ci najgłośniej oburzeni przedstawiciele aktualnej władzy, realnie coś zmienią, by milion polskich dzieci wreszcie odzyskało swoje pieniądze – jego zasługi dla naprawy kulawej polskiej demokracji będą, doprawdy, nie do przecenienia. PS: Tutaj Mateusz Kijowski publikuje n ajobszerniejsze dotąd wyjaśnienie swojej sytuacji . Znam je, przeczytałam uważnie i nie wpływa na clou mojego tekstu. PS 2: Dla uważnych czytelników mojego wpisu to chyba jasne, ale nieuważnym może warto powtórzyć: celowo nie odnoszę się i nie  zamierzam odnosić do kwoty zasądzonych alimentów i tego, czy jest ona adekwatna, czy za wysoka (swoją drogą, zdziwiłabym się, gdyby ktoś płacący alimenty narzekał, że za niska. To by było coś!). Nie odnoszę się też do dywagacji, czy to MK porzucił pracę, czy zwolniono go, czy co tam jeszcze (mamy tu słowo przeciw słowu, poza tym to nie aż tak ważne). Ani myślę poddawać wiwisekcji stosunki Pana Kijowskiego z jego dziećmi i byłą żoną. Co więcej, uważam to za niestosowne. NIe o tym jest mój tekst. On jest m.in. o tym, że w tej sytuacji MK nie jest najlepszym człowiekiem na stanowisku lidera KOD oraz najodpowiedniejszą twarzą ruchu obywatelskiego przeciwstawiającego się bezprawiu i łamaniu reguł demokratycznego państwa. Ma własne niezałatwione sprawy, niestety poważne i niestety opisane w KK. Szczerze mu życzę szybkiego rozliczenia się ze zobowiązań, by mógł bez przeszkód, a przede wszystkim bez utraty wiarygodności, poświęcić się działalności publicznej. Nie osądzam go jako człowieka, ani ojca. Jedynie komentuję jako specyficzne położenie jako przywódcy ruchu społecznego/politycznego, który ma na sztandarach transparentność i praworządność. Mój komentarz nie jest podyktowany ani osobistymi uprzedzeniami, ani polityczną niechęcią (podejrzewam, że i osobiście, i politycznie bliżej nam do siebie niż dalej). Raczej zaniepokojeniem wywołanym specyficzną retoryką usprawiedliwienia (jej próbkę dał m.in. Jacek Żakowski), która czyniąc z kazusu Pana Mateusza Kijowskiego „ten jeden jedyny przypadek, w którym niepłacenie alimentów jest ok”, wyrządza moim zdaniem dużą szkodę ważnej i słusznej (a i tak zbyt często naprawdę beznadziejnej, ciągnącej się latami i traktowanej po macoszemu przez polskie państwo) walce z haniebnym procederem uchylania się od obowiązku alimentacyjnego. Jak w soczewce widać w tej dyskusji przyczyny skali i bezkarności tego procederu (przypominam, MILION dzieci czeka na niezapłacone alimenty, a doczeka się tylko jedno na 5, bo dłużników alimentacyjnych wspiera nie tylko niewydolny system egzekucji, ale też niezliczeni „życzliwi” członkowie rodzin, przyjaciele, współpracownicy). Jak napisał do mnie na FB znajomy pana Kijowskiego (swoją drogą cenny głos, dziękuję za niego): „Jest sporo uzasadnionego wkurwu na alimenciarzy, no on wlazł na świecznik i zgarnął, po części słusznie” – mogę się tylko zgodzić – takie wilcze prawo świecznika. Od siebie tylko dodam, że zdecydowanie więcej niż uzasadnionego wkurwu jest w Polsce nieuzasadnionej pobłażliwości dla alimenciarzy. Co też dość dobrze pokazuje, jak ułomna jest nasza młoda demokracja, jak dziurawe nasze prawo i jak wątła nasza wspólnotowa odpowiedzialność.