„Polityka” o ojcach- czyli wciąż czekam na dobry tekst o ojcostwie

No dobra, przeczytałam. Powiem krótko, bo nie ma co się rozpisywać. Coś jest nie tak z tym tekstem i chyba to jest po prostu taka maksymalna gazetowa powierzchowność. Podsumowanie doświadczeń par, które po równo dzielą się obowiązkami przy dzieciach, jako tych, które w końcu się z tego powodu rozwodzą, albo przynajmniej nie mają seksu, jest dla mnie po prostu bzdurne. Nie w tym sensie, że nie ma takich rodzin, albo ja ich nie znam, tylko dlatego, że między koincydencją a korelacją jest jednak pewna różnica. I warto to wiedzieć, jak się pisze taki tekst. Że może są jakieś inne okoliczności, które do tego prowadzą, a nie, że od razu model jest zły, bo ojciec traci na męskości, a z tego to same problemy, więc już lepiej niech zostanie po staremu. WTF? To, że ojciec nie jest matką, to już naprawdę nie musiało się wielce okazywać. Przytomni ludzie nie mają co do tego wątpliwości raczej od dawna. Ale fajnie może, że napisali, że rolą ojca w pierwszym okresie życia dziecka nie jest USIŁOWANIE WEJŚCIA W ROLĘ MATKI, a WSPARCIE matki- co oczywiście może przybierać rozmaite formy- i tu zgoda, że zależy od preferencji, od tego jak się partnerzy dogadają. A połowa tekstu to takie pitu-pitu tatów-celebrytów, z którego niewiele wynika. Ogółem, spodziewałam się po Polityce trochę poważniejszego podejścia do tematu. Ale oceńcie sami. I napiszcie mi, co sądzicie.