To ważne, że wszyscy podzielamy teraz pewną wspólne narrację, bo dotyka nas ta sama historia.  Tak było w przypadku lądowania człowieka na Księżycu czy 11 września. Chcę wierzyć, że pisząc historię naszego pokolenia, uznamy wspomnienie tych wydarzeń za ważną jej część.

Monika Froehler, Austria

Opowiedz o tym, kim jesteś?

Nazywam się Monika Froehler i jestem prezeską   Ban Ki-moon Center for Global Citizens  (BKMC). To quasi-międzynarodowa organizacja dbająca o wzmocnienie pozycji kobiet i młodzieży na świecie. BKMC założyli wspólnie były sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon i były prezydent Austrii Heinz Fischer. Działamy na rzecz  Celów Zrównoważonego Rozwoju  oraz  Paryskiego Porozumienia Klimatycznego wzmacniając pozycję kobiet i młodych ludzi. Co mówi o mnie? Całkiem sporo. Kolejne etapy w moim życiu zawodowym prowadziły mnie do tego miejsca. Byłam urzędniczką państwową i pracowałam dla rządów Austrii i Portugalii oraz Organizacji Narodów Zjednoczonych i Unii Europejskiej. Doradzałam ministrom, prezydentom i urzędnikom ONZ. Mieszkałam w wielu krajach przez dłuższy i krótszy czas wdrażając różne projekty ONZ – od środowiskowych przez takie z zakresu rozbrojenia. A prywatnie kocham muzykę – gram, śpiewam i tańczę, uwielbiam sztukę. Uważam, że to bardzo ważne i wpływowe formy ekspresji, dlatego cieszę się, że mogę łączyć te moje pasje z dyplomacją i edukacją na rzecz zrównoważonego rozwoju.

Ban Ki-moon Centre for Global Citizens at the Forum Alpbach 2019, 25th August 2019, Tirol, Austria Copyright: BKMC / Eugenie Berger

Jak wygląda teraz sytuacja w twoim kraju? Jak Austria radzi sobie z kryzysem COVID?

Austria od samego początku mocno ucierpiała ze względu na bliskość i sąsiedztwo Włoch. Jesteśmy obecnie po siedmiu tygodniach ścisłej blokady i powoli wracamy do normalności. Na początku pandemii, przez kilka tygodni zajmowaliśmy 9.-10. miejsce na świecie, jeśli chodzi o bezwzględną liczbę zarażonych COVID. Teraz spadliśmy na 24. Lockdown nastąpił po wykryciu przypadków w Tyrolu, ważnym regionie narciarskim. 

Wiele osób z całej Europy zaraziło się wirusem właśnie podczas nart w Austrii i dlatego byliśmy uważani za winowajcę wielu zarażeń oraz obwiniani za zbytnią niefrasobliwość w początkach epidemii. 

Rząd wprowadził zdecydowaną politykę w połowie marca i to wtedy z dnia na dzień wszyscy znaleźliśmy się w surowej kwarantannie. Dla wielu ludzi było to dość szokujące, bo władze były bardzo skrupulatne. Ale też przeprowadziły profesjonalną ofensywę informacyjną, więc obywatele Austrii byli dosłownie prowadzeni za rękę przez ten czas. Teraz te ekstremalne środki zaczynają się zwracać, a my powoli się otwieramy. Mniejsze sklepy już działają normalnie, w ciągu najbliższych tygodni otworzymy restauracje i szkoły, zachowując jednak 14-dniowe okresy próbne, aby w razie potrzeby ponownie przywrócić ograniczenia. W połowie maja wszystko powinno wrócić do względnej normalności, z wyjątkiem obowiązku noszenia masek i szczególnej staranności w ochronie osób starszych.

Wcześniej można było wyjść tylko w czterech przypadkach

Jeśli wykonywałaś „konieczną pracę”, kupowałaś artykuły spożywcze, pomagałaś komuś w potrzebie lub potrzebowałaś czasu na rekreację, ale wówczas tylko z ludźmi, z którymi już dzieliłaś przestrzeń życiową. Mogłaś się spotkać z przyjaciółmi, ale zawsze zachowując odległość około dwu metrów. Teraz te ograniczenia zostały zdjęte, więc moi przyjaciele w Wiedniu mówią mi, że na ulicach panuje normalny ruch i miasto nie wygląda już tak niesamowicie i upiornie, jak jeszcze kilka dni temu. Ludzie wracają do normalności, siedzą w parkach, jeżdżą na rowerze, rozmawiają z przyjaciółmi. Oczywiście kawiarnie i restauracje są nadal zamknięte, ale jest o wiele bardziej ruchliwie, ponieważ mnóstwo sklepów zostało ponownie otwartych. Pozostały maski – w mieście musisz je nosić praktycznie wszędzie .

A jak to było ze słynną aplikacją, która miała śledzić Austriaków? To była wielka kontrowersja, prawda?

Mówisz o aplikacji „Stop-Corona” stworzonej przez Czerwony Krzyż. Ona nadal działa, ale tylko na zasadzie dobrowolności. Tylko ludzie, którzy chcą się w niej zarejestrować, mogą to zrobić. Nikt nie był i nie jest do tego zmuszany. Jeśli zdiagnozowano u ciebie chorobę, możesz to zrobić, a wszyscy, którzy również mają tę aplikację i cię spotkali, zostaną powiadomieni, że mieli kontakt z osobą chorą na COVID 19. Ludzie byli (i są) bardzo niechętni aplikacji, ponieważ nie chcą udostępniać tego rodzaju prywatnych danych.

Wiele osób powtarza: moje dane dotyczące zdrowia są święte i nie podzielę się nimi nawet dla ochrony wspólnego dobra.

Także dlatego, że aplikacja została sfinansowana przez dużą firmę ubezpieczeniową UNIQUA Insurances. Pojawiły się wątpliwości co do wiarygodności i ochrony danych, mimo że rząd zapewniał, że będą one wykorzystywane tylko w okresie, w którym COVID jest realnym zagrożeniem, a aplikacja jest stale ulepszana w oparciu o informacje zwrotne od użytkowników i specjalistów ochrony danych. Do końca kwietnia pobrało ją w Austrii ponad 400 000 osób.

Fot. Archiwum prywatne Moniki Froehler

A jak ty się miewasz w lockdownie? Zawsze dużo podróżowałaś, spotykałaś codzienne wielu ludzi z całego świata. Twoje życie zawodowe w ciągu w ciągu ostatnich kilku tygodndrastycznie się zmieniło

Owszem, ale muszę powiedzieć, że jest to bardzo dobra zmiana. Aż dziwnie to przyznać, ale cieszę się z niej. Przypomina mi trochę początki mojej organizacji, kiedy niemal wszystko musiałam robić zdalnie, z domu i przeważnie sama. Teraz znaczna część pracy to oczywiście komunikacja cyfrowa. I ona naprawdę dobrze działa! Mój zespół to w tej chwili osiem osób i wszyscy jesteśmy młodzi, co oznacza, że ​​bardzo szybko i gładko przeszliśmy do pracy zdalnej. Na początku, jako szefowa oczywiście wyznaczyłam swoim ludziom konkretne terminy “zbiórek”. Zdecydowaliśmy, że będziemy się zdzwaniać w każdy poniedziałek, środę i piątek, aby porozmawiać o tym, jak się czujemy, co kto robi, czego potrzebuje i jak można mu lub jej pomóc. Na początku było spore zamieszanie, wiele obaw, niepewności, ale w każdej sytuacji kryzysowej uczą cię, że nawet jeśli nie posiadasz pełnych informacji, to rozsądnie jest umówić się na kolejne statusy i wyznaczać terminy przekazania nowych .

Fot. Archiwum prywatne Moniki Froehler

Jak to zrobiłaś?

Było dla mnie jasne, że będziemy musieli zmienić nasz sposób działania, że muszę zapewnić mojemu zespołowi pewną strukturę. Wiele fizycznych spotkań musiało się odbywać online, więc trzeba było wybrać odpowiednie narzędzia. Kiedy odpowiedni będzie Zoom? Kiedy Skype? Kiedy najlepiej korzystać z Hangoutów Google? A kiedy wystarcza czat Microsoft Teams albo WhatsApp? Mój zespół był w tym świetny, znali niektóre narzędzia lepiej niż ja i proponowali dobre rozwiązania. Jednak pierwsze dwa tygodnie były naprawdę stresujące.

Ten nowy sposób działania oznaczał konieczność odwołania wielu planów, wyczyszczenia naszego kalendarza ze wszystkich fizycznych spotkań, wydarzeń i konferencji, rezerwacji hoteli i lotów oraz przeniesienia tego wszystkiego do świata online.

Mieliśmy problemy szczególnie z administracją publiczną (np. ministerstwami), ponieważ nie korzystali z takich samych narzędzi, np. z połączeń Zoom, ze względu na ryzyka związane z bezpieczeństwem danych w ich własnych systemach. Niektórzy członkowie starszego pokolenia również nie byli przyzwyczajeni do komunikacji online, więc rozmowy telefoniczne były jedynym możliwym sposobem komunikacji. Na szczęście dla naszego zespołu używaliśmy już Microsoft Teams do regularnej wymiany informacji i plików. Gdybyśmy go nie mieli, prawdopodobnie byłoby znacznie trudniej.

Twoje liczne plany podróży zostały odwołane.

I nie będę podróżowała pewnie co najmniej do czerwca lub lipca. Ale to nie problem, ponieważ wiele konferencji, które wcześniej miały charakter fizyczny i osobisty, odbywa się online. Niektóre warsztaty faktycznie trudniej nam prowadzić przez internet, choćby dlatego, że nie można tak łatwo podzielić uczestników na grupy. Ale z drugiej strony stwarza pewne możliwości współpracy, które wcześniej nie istniały. Możesz rozmawiać i jednocześnie czatować na WhatsAppie, możesz łatwo przeglądać prezentacje.

A przede wszystkim możesz bardziej skutecznie łączyć ludzi z całego świata, z różnych stref czasowych, bo wszyscy są w domu i nie mają wymówki, żeby nie brać udziału. 

Interesujące jest również to, ile narzędzi, których wcześniej używaliśmy, tak bardzo się teraz przydają.  Loom  jest jednym z nich – możesz bardzo łatwo tworzyć filmy instruktażowe, tutoriale i to za darmo. Kolejnym, który naprawdę okazał się przydatny w naszych rozmowach Zoom, jest  Mentimeter , gdzie możesz zadawać pytania widzom na żywo, a odpowiedzi są natychmiast przekształcane w piękne wykresy widoczne dla wszystkich. Jest też opcja głosowania przez telefony komórkowe w czasie rzeczywistym (z anonimizacja tożsamości). Wchodzisz na  www.pytasz.com  , wpisujesz kod dostępu, a następnie możesz od razu wziąć udział w ankiecie i zobaczyć wykresy przedstawiające odpowiedzi. To jak Twitter, ale bardziej interaktywny i spersonalizowany. Ma także świetne opcje, takie jak „chmury słów”, więc gdy na przykład pytasz uczestników: jakie są twoje odczucia wokół powiedzmy COVID 19, mogą wpisać jedno lub dwa słowa, a następnie algorytm natychmiast je skompiluje i pokaże na ekranie elegancką chmurę z odpowiedziami, gdzie – terminy, które są wymieniano częściej, będą grubsze, a te wymienione rzadziej – cieńsze. Dostajesz natychmiastowe statystyki, które możesz później wykorzystać w dyskusji.

Brzmi bardzo pożytecznie dla każdego, kto musi prowadzić warsztaty czy burze mózgów online. Warsztaty są dużą częścią portfolio twojej organizacji.

Także konferencje, programy mentoringowe, stypendialne i wykłady online. Oczywiście te ostatnie są teraz rozchwytywane.

Ludzie mają teraz więcej wolnego czasu i szukają dobrych treści edukacyjnych.

Jeśli chodzi o stypendia – w naszym systemie wymagają one zdalnego przygotowania, ale też rzeczywistej obecności fizycznej, a następnie zaangażowania postypendialnego. Na szczęście, musieliśmy zrezygnować tylko z niewielkiej części. Kiedy będzie można znów podróżować, spotkamy się i nadrobimy ten element, ale część przygotowawcza może trwać. Stypendia podobnie – kiedy dostajesz nasze stypendium, zwykle przyjeżdżasz na szkolenie do Wiednia, do Akademii Dyplomatycznej, ONZ i innych organizacji. Spotykasz młodych aktywistów z wielu krajów oraz tworzysz mikroprojekt wspierający Cele Zrównoważonego Rozwoju ONZ (SDG) w twoim kraju. Więc pytanie, które sobie zadajemy w czasach pandemii, brzmi: czy przedsięwzięcia naszych stypendystów mogą być kontynuowane? Czy są niezależne od spotkań fizycznych? Czy wciąż wywierają wpływ? I okazuje się, że wiele z tych mikroprojektów – na przykład dotyczących wspierania kobiet albo podnoszenia poziomu edukacji na temat zmian klimatu – wciąż można prowadzić, docierając do setek ludzi.

Mentoring online jest również możliwy. Ale brak bezpośredniego kontaktu sprawia, że ​​całe doświadczenie jest… inne. Jak sobie z tym radzicie?

Jesteśmy współorganizatorami programu mentorskiego dla młodych muzułmańskich kobiet, które szukają dla siebie miejsca w różnych sektorach, organizacjach pozarządowych, polityce, prawie, środowisku akademickim, w biznesie. Muzułmanie są często dyskryminowani w Europie, a zwłaszcza młode kobiety nie mają łatwego startu w karierze zawodowej. Dlatego łączymy je z doświadczonymi mentorkami. W tym roku zaplanowaliśmy spotkanie dla naszych 44 podopiecznych i ich mentorek, miały przyjechać do naszego Centrum i poznać się osobiście. Nie było to jednak możliwe, więc tym razem zorganizowaliśmy to spotkanie online i ona naprawdę się udało. Wszystkie połączyłyśmy się na Zoomie i było bardzo ciekawie, bo mentorki i ich podopieczne wreszcie się zobaczyły. Teraz już do nich należy, żeby się lepiej poznać i zaplanować coś razem w przestrzeni offline lub online. 

Wyszłam z tego spotkania z prawie 50 osobami zachwycona, bo ono aż kipiało od energii. Było świetnie i zupełnie nie brakowało mi fizycznego spotkania w naszej siedzibie.

Fot. BKMC

A jak sobie radzisz prywatnie? Fizycznie i psychicznie? Dla wielu życie w odosobnieniu, praca zdalna to spore wyzwanie i naprawdę jest im trudno w tym czasie.

Wiem, że to wyjątkowe i jestem szczęściarą, ale mieszkam teraz na wsi, w domu mojej rodziny i bardzo mi tu dobrze. Gotują dla mnie, mam piękną przyrodę na wyciągnięcie ręki i ruszam się nawet więcej niż zwykle. Zwykle mieszkam w Wiedniu, sama, więc gotuję dla siebie, czasem z przyjaciółmi. Kiedy ogłoszono kwarantannę, przeprowadziłam się do domu mojej rodziny i zamieszkałam z rodzicami. I chociaż nikt z nas nie zachorował, pierwsze dwa tygodnie były wyczerpujące emocjonalnie. Moi rodzice są w wieku, który kwalifikuje ich do grupy największego ryzyka. Wzięcie na siebie odpowiedzialności za to, że potencjalnie jestem nosicielką wirusa, było dla mnie psychicznie trudne. 

Rodzice próbowali mnie uspokajać mówiąc: przecież my też możemy zarażać, więc już lepiej bądźmy w tym razem, niż osobno. I choć tak się uspokajaliśmy nawzajem, to jednak pierwsze 14 dni, każde małe kichnięcie czy kaszel przyprawiały nas o ataki paniki.

Wiedzieliśmy również, że jeśli jedno z nas jest zarażone, to wszyscy będziemy, bo nie damy rady się skutecznie izolować. Na szczęście wszyscy dotąd jesteśmy zdrowi.

Teraz już pewnie przywykłaś, jak my wszyscy, ale to musiał być proces.

Ja go dzielę na trzy warstwy: logos, etos i patos. Jeśli chodzi o część poznawczą, logos, to zdecydowanie trudne było pierwsze dwa tygodnie. Napływało tyle informacji, a ja czułam się tak odpowiedzialna, żeby być dobrze poinformowaną nie tylko na potrzeby mojej rodziny, ale też jako szefowa mojego zespołu, ponieważ wiele komunikatów wychodziło tylko po niemiecku i musiałam się upewnić, że wszyscy w naszym wielokulturowym zespole je rozumieją. Czułam, że muszę poznać tę chorobę, doczytać, zdobyć wiarygodne źródła, właściwe dane i przekazać te informacje wszystkim, którzy ich potrzebowali na czas. A natłok informacji był ogromny, liczby rosły i rosły i tak wiele było wciąż niewiadomych.

Tutaj płynnie wchodzimy na patos, twoje emocje.

Zdecydowanie zmagałam się z tą potencjalną odpowiedzialnością, jaką mam wobec moich rodziców, z niebezpieczeństwem, że jedno z nas zachoruje. Oni z pewnością czuliby się zobowiązani do opieki nade mną, a przez to narażaliby siebie, ponieważ nie mogłabym natychmiast iść do szpitala. W Austrii twój stan musi stać się naprawdę ciężki, abyś trafiła do szpitala, musisz więc się obserwować i izolować tak bardzo, jak to możliwe. Ale oglądałam filmy z Chin i Korei i moi przyjaciele, którzy tam mieszkają, opowiadali mi jak sobie radzą z tym, że mają kogoś chorego w domu.

Więc wiedziałam, że nie jesteśmy odpowiednio przeszkoleni i nie mamy odpowiedniego sprzętu – masek, środków dezynfekujących, kombinezonów ochronnych, oksymetrów. Im więcej wiadomości oglądałam, tym bardziej się martwiłam.

Na szczęście, po jakimś czasie udało mi się ograniczyć korzystanie szczególnie z mediów społecznościowych. Zdałam sobie sprawę z różnicy między moimi rodzicami, którzy wcale nie korzystają z mediów społecznościowych, a mną. Oni byli znacznie spokojniejsi, bo polegali na telewizji i radiu, świadomie przyjmowali informacje tylko trzy razy dziennie. Ja byłam zanurzona w nieprzerwanym strumieniu informacji i to miało swój ciężar.

A co z etosem, twoimi wartościami?

Ten okres jest dla mnie niezwykle pouczający. Uzmysłowił mi, jak wiele mam i jak bardzo powinnam być za to wdzięczna. Mam rodzinę, dom na wsi i komfort pracy przez internet oraz żyję w kraju z porządnym systemem opieki zdrowotnej. Ale ten czas jest pełen dylematów natury etycznej: czy można chronić pewne grupy społeczne, ryzykując kryzys gospodarczy czy wręcz przetrwanie wielu innych? Gdzie są granice tego? Co jest uzasadnione a co nie? Myślę o traumach lekarzy i pielęgniarek na całym świecie, którzy decydują o życiu i śmierci, musząc wybierać niektórych pacjentów przed innymi? Czyje życie jest cenniejsze Przekonałam się także jak ważna jest sieć wiarygodnych źródeł informacji. Są ludzie, którzy po prostu zachowują się jak szaleni i tacy, na których można polegać. Dobrze jest czerpać od tych, którzy są rozsądni i bardziej racjonalni, niż tych, którzy wpadają w histerię. 

Profesjonalnie analizujesz glabalne trendy, pewnie masz więc jakieś prognozy, a może po prostu nadzieje, jak będzie wyglądał świat po tej pandemii.

Mam i to aż cztery. Po pierwsze, uważam, że to ważne, że wszyscy podzielamy teraz pewną wspólne narrację, bo dotyka nas ta sama historia.  Tak było w przypadku lądowania człowieka na Księżycu czy 11 września – choć to przecież historia amerykańska. Tak było wcześniej z doświadczeniem Wielkiego Kryzysu. Wszystkie związane z tym wspomnienia i opowieści łączą ludzi na całym świecie.

W dodatku doświadczenie pandemii jest całkowicie niedyskryminacyjne – bogaci i biedni, północ i południe, czarni i biali – to dotyczy nas wszystkich bez wyjątku.

Chcę wierzyć, że pisząc historię naszych czasów, uznamy wspomnienie tych wydarzeń za ważną jej część. To powszechne doświadczenie i wspólna opowieść o nim to w moich oczach szansa. Pracuję na rzecz globalnego obywatelstwa, a globalne obywatelstwo oznacza zrozumienie, że mamy więcej wspólnego niż tego, co nas dzieli.

Byłoby pięknie.

Z drugiej strony, nie mamy pojęcia gdzie nas to zaprowadzi ekonomicznie, choć raczej na pewno konsekencje będą bolesne i długotrwałe. Analitycy sądzą, że kryzys, który nas czeka będzie gorszy od tego z 2008 r. Są tacy, którzy już porównują go do Wielkiego Kryzysu z lat 30. Obserwujemy wzrost bezrobocia na całym świecie, bankructwa firm, niedaleka przyszłość raczej na pewno będzie deficytowa, wzrosną luki budżetowe i długi państwowe. A gdybym musiała przewidzieć, co się stanie na pewno, powiedziałabym, że przepaść między tymi, którzy mają, a tymi, którzy nie mają, między bogatymi a biednymi, powiększy się i stanie się jeszcze bardziej dotkliwa. 

Czy rządy wyciągną wnioski z tej lekcji?

Rządy są teraz bardziej niż kiedykolwiek świadome, że muszą zrobić więcej, aby zapobiegać takim kryzysom i przeciwdziałać pandemiom. Nie tylko jeśli chodzi o produkcję sprzętu potrzebnego na wypadek takich incydentów, ale także całych linii logistycznych, które trzeba wtedy mieć w gotowości i sprawnie nimi zarządzać. Jak je zoptymalizować, aby zaspokoić potrzeby swoich obywateli? Jak oszacować ilość łóżek szpitalnych, których potrzebujesz na wypadek takiego kryzysu? Jak właściwie zareagować, mając niezwykle mało czasu i dostarczyć dodatkowy sprzęt i personel? Czy uniwersytety i szkoły są przygotowane do nauczania online? Czy naprawdę kraj jest przygotowany na zamknicie ludzi w ich domach?

Jak bardzo możesz zamrozić gospodarkę z korzyścią dla określonego segmentu społeczeństwa, a taki rachunek musiał wykonać każdy rząd: jak cenne jest życie pojedynczych ludzi, a jak stabilność całej gospodarki?

Kiedy możesz poluzować ograniczenia i zakazy? Jak oceniać ryzyka podejmowania decyzji na bazie niepełnych informacji? Rządy zostały wrzucone na głęboką wodę i właśnie eksperymentują teraz z tym wszystkim. Oczekuję, że w wyniku kryzysu będą bardziej świadome potencjalnych zagrożeń i miejmy nadzieję, lepiej przygotowane na pandemie. Sierra Leone, który doświadczyła epidemii wirusa Ebola, była dzięki temu lepiej przygotowana. Bliski Wschód, który doświadczył epidemii MERS także. Chiny, Korea i Japonia oraz wiele innych krajów azjatyckich, które miały H1N1 i SARS podobnie – mieli sprzęt, plany i strategie. Mam więc nadzieję, że ogólna globalna gotowość na wypadek pandemii poprawi się, a długoterminowo fundusze będą przeznaczane na zdrowie w większej skali. Poświęcimy więcej uwagi usługom opieki zdrowotnej, ale tu znów, będzie rósł dystans między tymi, którzy nie mają do nich dostępu a tymi, którzy są ich pozbawieni. Dotyczy to również szczepionek, które zostaną opracowane w przyszłości. Nie mam kryształowej kuli, ale spodziewam się, że to prawdopodobnie Amerykanie albo Europejczycy ją opracują. I oczywiście będzie ona miała swoją cenę. Co oznacza, że trudno będzie rozpowszechniać ją tak szeroko i sprawiedliwie, jak to konieczne, zwłaszcza krajach rozwijających się.

Fot. BKMC

Czwarta prognoza?

Wzrośnie zdolność człowieka do bycia bardziej cyfrowym. Zostaliśmy skonfrontowani taką koniecznością i na niespotykaną dotąd skalę uzmysłowiliśmy sobie korzyści. Począwszy od mojej bratanicy i bratanka (6 i 8 lat), którzy teraz dostają instrukcje ze szkoły przez Google Hangouts po jednego z moich szefów, który ma 82 lata i nie czuł się dobrze w świecie cyfrowym, ale musiał, więc nauczył się nagrywać wiadomości wideo i nawet wysyłać je WeTransferem. Myślę, że jest to wielka rzecz dla wielu starszych osób, które tradycyjnie chodziły np. do banku, a teraz przekonały się do bankowości internetowej, bo po prostu musiały. Uważam, że to szansa, ale znowu – ci, którzy nie mają internetu, tracą bardziej, więc niestety ta ogromna dysproporcja również w zakresie digitalizacji społeczeństwa wzrasta. 

A twoje życie, twoich krewnych i przyjaciół jakoś się zmieni?

Dużo o tym myślałam. Czy moje życie naprawdę się zmieni? Może na krótką metę. Nie będę mogła łatwo wyjechać na wakacje, ani posiedzieć w restauracji z moimi bliskimi. Ale obawiam się, że będzie tak jak z tą szklanką wody, kiedy jesteś bardzo spragniona. Marzysz o łyku wody, więc kiedy w końcu się napijesz, woda smakuje naprawdę niesamowicie. Ale godzinę później smakuje już zupełnie zwyczajnie. Myślę, że będzie bardzo podobnie. Czekają nas momenty, w których naprawdę docenimy odzyskaną wolność i normalność , będziemy się przytulać i tańczyć na ulicach, ale wkrótce nasza pamięć krótkotrwała zatrze się i nie pozwoli nam docenić tego na dłuższą metę. To będzie ten wspaniały pierwszy łyk wody, ulga i radość, a potem, zaczniemy zapominać tę lekcję. O wiele za szybko.

Co zrobisz w pierwszej kolejności, kiedy to się skończy?

Wypiję uważnie łyk wiedeńskiej wody z kranu. Ucieszę się nią i spróbuję nie zapomnieć tego uczucia jak najdłużej. 

Fot. Archiwum prywatne Moniki Froherer