Jestem typową przedstawicielką kobiet, które cierpią na impostor syndrom, czyli syndrom oszustki. Oprócz posłów większości rządowej, którzy nie chcieli mnie wybrać, drugą największą przeciwniczką mojej kandydatury byłam ja sama.
Nikt z nas nie powinien być w państwie petentem. Dlatego ja bym strasznie chciała, żeby nasze państwo nie zostawało na nas pułapek.
Napotykałam głównie zarzuty, że jestem namolną babą, nie wiadomo, po co kolejny raz kandyduję i na pewno ciężko było ze mną zerwać w liceum, patrząc na to, jak nie chcę zejść ze sceny (śmiech).
Trzykrotna obywatelska kandydatka na Rzecznika Praw Obywatelskich mówi mi po co jej to było, ile ją to kosztowało i dlaczego mimo wszystko było warto.
Cała rozmowa do przeczytania w Wysokich Obcasach